Zawsze mnie to śmieszy. Chyba już wiem czemu. Bo tak szczerze mówiąc to ze mnie jest taka zakręcona kurka/ zakręcony kurek. Ostatnio już to moje zakręcenie osiągnęło apogeum...
Zaczynało się niewinnie. Jak każdemu zdarzało mi się o czymś zapominać, pytać się o to samo po trzy razy, nie pamiętać jak, kto ma na imię, itp. Takie figle mózg płata każdemu, więc no trudno. Mam nadzieję, że też nie tylko mnie się zdarza np. wejść odruchowo do jakiegoś sklepu, chociaż szłam do innego. Wtedy zawsze rytualnie zakręcę się w kółko i wyjdę, że niby nie znalazłam tego, po co przyszłam. Co jest zgodne z prawdą skoro np. wejdę do spożywczego zamiast do sklepu z ubraniami. No ale to nadal nie jest nic dziwnego.
Trochę bardziej dziwne jest, to co niestety często mi się zdarza, gdy biegam po schodach. To jest zdecydowanie jakiś spisek. Otóż żeby wyjść z modułu na schody, trzeba u nas pokonać kilka par drzwi i niektórzy się gubią, ale nie ja która mieszkam tam 5. rok. Ale rozkład jest identyczny na wszystkich piętrach. Dlatego wciąż nie mogę odgadnąć, czemu jak wchodzę na korytarz na ostatnim piętrze, żeby zjechać windą do siebie (bieganie w dół po schodach jest niewskazane ze względu na stawy), to za każdym razem wydaje mi się, że ktoś tam coś pomylił. Bo za każdym razem te windy wydają mi się być po innej stronie niż na naszym piętrze. Nie wiem jak to jest możliwe. Mimo że kiedyś śniły mi się windy, które jeździły nie tylko w pionie, ale też w poziomie, to o tak zaawansowaną technikę naszego akademika nie podejrzewam. Tak czy siak, zawsze te windy są po niewłaściwej stronie wg mnie. Stąd też wynika mój problem, że za każdym razem jak zjadę tą windą, która wg mnie jest po złej stronie, to odruchowo idę w kierunku, gdzie wg mnie powinien być nasz moduł. Mijam moduł sąsiedni zastanawiając się po jakiego grzyba, mają otwarte drzwi na oścież. Wchodzę do modułu... A tam nam płytki zmienili. O oł! To nie nasz. Szybciorem uciekam, więc stamtąd, żeby mnie nie zczaili.
Identyczna sytuacja zdarzyła mi się już kilka razy. W końcu się wkurzą, że ktoś ciągle im włazi do modułu, przyczają mnie i mi nastukają. A mam podejrzenia, że mieszkają tam Azjaci (niejaki Haruka). Więc nie daj Boże jakieś kung fu na mnie zastosują. No ale nie moja wina, że mi zawsze te windy przestawiają, tam gdzie nie powinny być.
Ale to też jest jeszcze nic! Ostatnio kiedy był u mnie Goro, jak na dobrą gospodynię przystało zrobiłam nam herbatkę. Sobie zrobiłam zieloną, a że zielona musi się długo parzyć, to nie wyciągałam woreczka. Wzięłam dwa kubki i ruszyłam z kuchni do pokoju, gdzie czekał na mnie Goro. Że obie ręce miałam zajęte, to aby zamknąć za sobą drzwi musiałam odstawić na chwilę jeden kubek na grzejnik w korytarzu. Zajęło mi to sekundę i zaraz poszłam na górę. Usiadłam, wzięłam łyka herbaty i coś mi nie pasuje:
- Ej? Kiedy ja wyjęłam woreczek od herbaty?
- Przy mnie go nie wyjmowałaś. Wyrzuciłaś go na pewno na dole.
- E nie. Przecież to jest zielona. Musi się dłużej parzyć. No nic. Pewnie odruchowo go wyjęłam.
Zeszłam na dół i zobaczyłam, że na podstawku leży woreczek od tej samej herbaty, którą piłam. Włożyłam go z powrotem do kubka i więcej o tym nie myślałam.
Na drugi dzień siedzimy sobie w salonie i wchodzi do pokoju moja siostra z wielce zdegustowaną miną.
- Co za świnia położyła woreczek od herbaty na grzejniku w korytarzu?
- Co? - druga siostra i mama wybuchnęły śmiechem.
- No woreczek od zielonej herbaty leżał na grzejniku. Po kiego grzyba kłaść woreczek od herbaty na grzejniku?
- Od zielonej? Hmm... To chyba mój... - musiałam się przyznać, bo nikt oprócz mnie w ciągu ostatnich 2 dni jej nie pił.
- Po co go tam zostawiłaś?
- A żebym ja to wiedziała? Nawet nie pamiętam, kiedy i jak to zrobiłam.
Totalne zaburzenia mózgu, mówię Wam. Normalnie jakby mi się film urwał. Może opary z zielonej herbaty mają jakieś narkotyczne właściwości jeszcze nie zbadane.
Także jeśli spotkacie kiedyś jakiegoś zagubionego Dziobaka, co to nie będzie wiedział, jak się nazywa i co tutaj robi, to oddajcie go w dobre ręce. Bardzo proszę.