sobota, 7 lipca 2012

Dziobakowe zaręczyny

Czy się spodziewałam tych oświadczyn? Hm... Od roku z Gorem, gdy jesteśmy na zakupach musieliśmy się zatrzymywać przy każdej witrynie jubilerskiej. Raz na jakiś czas wysyłałam mu kilkadziesiąt linków z pierścionkami, które mi się podobają. Czasem robiłam mu też testy i kazałam mu pokazywać u jubilera, które pierścionki mi się podobają. W styczniu podałam mu jaki mam rozmiar pierścionka. Wymyśliłam już też, że oświadczyny muszą się odbyć, w którejś z europejskich stolic lub w Wenecji.

Więc nie. Nie spodziewałam się. Serio!

A to wszystko dlatego, że tak długo na to czekałam, że straciłam już nadzieję. A poza tym byliśmy w międzyczasie w Pradze i w Warszawie (w końcu też stolica europejska) i nic. No i na dodatek za Chiny nie chciałam, żeby mi ktoś przyćmiewał mojej obrony jakimkolwiek innym wydarzeniem. No i dupa;)

W dniu moje obrony Goro przyjechał do mnie z Łodzi do Wrocławia. Zanim dojechał zdążyłam go wyśmiać, że po kiego grzyba w garniturze jedzie pociągiem specjalnie na moją obronę. Zanim ja weszłam się bronić on zdążył już przyjechać. Zestresowany był trochę, ale myślałam, że się stresuje moim egzaminem. Kiedy już wyszłam szczęśliwa z sali Goro zabrał mnie na obiad. We Wrocławiu zaczęło się Euro, więc przez tą strefę kibica strasznie ciężko było się po rynku poruszać, więc zanim dotarliśmy do restauracji już byłam wkurzona. W międzyczasie obdzwoniłam już oczywiście całą rodzinę i znajomych, że się obroniłam.

Usiedliśmy w restauracji, złożyliśmy zamówienie i Goro taki nadal spięty mówi mi:
- Mam coś dla Ciebie.
- Prezent z okazji obrony? - ucieszyłam się, bo byłam lekko zawiedziona, że nic nie dostałam od niego z tej okazji;)
- Nie. Nie domyślasz się co?
- Nie... Co ty... O matko...
Goro wyciągnął z kieszeni pudełko z pierścionkiem, a ja zamarłam
- O nie!!!! Nie!!! Schowaj to! schowaj to zaraz! Boże nie! To nie tak miało być! Nie uklęknąłeś, nie ma kwiatów, nie ma stolicy europejskiej. Wszystko zepsułeś.

Oczywiście nie jest to wymarzona reakcja dla faceta, więc Goro pokornie schował pudełko i siedzi taki smutny. Ja siedziałam z głową schowaną w rękach i zbierałam myśli, mamrocząc, że to nie tak, nie dzisiaj itd.
W końcu moja wrodzona ciekawość zwyciężyła:

- No dobra, pokaż mi chociaż jak on wygląda, bo nie wytrzymam.
Goro się ucieszył i wyciągnął pierścionek.
- A co to za kamienie? On jest czarny?
- Nie to jest szafir i diamenty, w słońcu widać, że jest niebieski.
- No ładny.
Założyłam go sobie na palec i siedzę i się na niego paczę. W końcu mówię:
- Zapomniałeś jeszcze o czymś.
- O czym?
- Nie zapytałeś się mnie...
- A no tak. Wyjdziesz za mnie?

Wtedy zadzwonił telefon. Moja przyjaciółka dzwoniła pogratulować mi obrony.
- Odbiorę ok?
Ja: No dzięki, dzięki! Sama jestem w szoku, że dostałam 5. Ale słuchaj to nie wszystko...
Ona: zaręczyłaś się?
Ja: No!!!!! [śmiechy i piski]
Goro: Ej, to znaczy, że się zgadzasz?
Ja: No tak. - i dalej gadam przez telefon.

A potem musiałam dzwonić do wszystkich jeszcze raz i mówić im, że się zaręczyłam. Najlepsza była reakcja mojego Dziadka:
- Słuchaj Dziadek, Twoja wnuczka jest magistrem! I to na piątkę!
- No fajnie, fajnie. Bardzo się cieszę.
- Dziadek, ale to nie wszystko. Twoja wnuczka się zaręczyła!
- Fajnie, fajnie. A nam okna wstawiają. Właśnie ekipa przyjechała!

No ale potem się już nawet Babcia z Dziadkiem ucieszyli. I w ogóle wszyscy się jarali. A zaręczyny mimo, że w ogóle nie przypominały tych jakie sobie wymarzyłam, są teraz anegdotą numer jeden na wszelkich spotkaniach:) W końcu były takie jak na Dziobaka przystało: niekonwencjonalne i zabawne:)

środa, 4 lipca 2012

Tak jakoś wyszło...


Ja Was strasznie przepraszam, że tak zniknęłam bez pożegnania, ale już tyle razy się żegnałam a potem wracałam, że myślałam, że może i tym razem tak będzie. A potem czas mijał i stwierdziłam, że już pewnie o mnie zapomnieliście. No i było mi wstyd już w takiej sytuacji znów zaczynać. Myślałam, że Dziobak zaginął w internetowym niebycie i już nikt o nim nie pamięta. Ale jednak niektórzy pamiętają:) Więc tych wytrwałych czuję się zobowiązana poinformować, co się ze mną działo, jak mnie nie było. Bo zaginęłam tak naprawdę tylko na blogu, a w życiu realnym aż tak nudno u mnie nie było.

Najpierw skupiłam się na zdaniu swojej ostatniej sesji w życiu i osiągnięciu absolutorium. Udało się :)

Potem musiałam dokończyć pisanie pracy magisterskiej. Udało się :)

Potem trenowałam mocno do ataku, gdyż jak wiadomo jest to najlepszy sposób na obronę. Też się udało:) I to nieoczekiwanie dla mnie z piątką na dyplomie:)

A w dniu obrony ponadto Goro mi się oświadczył. Udało mu się:)

Potem krótko świętowałam tytuł magistra i narzeczonej, no i teraz znowu się uczę. Tym razem do egzaminu wstępnego na aplikację. Więc moje życie po zawirowaniach kilku miesięcy na powrót stało się mega nudne i ograniczone do całodziennego kucia prawa. I tak do końca września;)

Więc nie mogę Wam obiecać, że wrócę. Ale dziękuję, że Wam się chciało przez tyle długich miesięcy jeszcze czasem odwiedzać tę stronę.

A co tam! Jeśli okaże się, że jeszcze ktoś to czyta, to opiszę Wam moje zaręczyny. W iście Dziobakowym stylu się odbyły w końcu;)

Całuje Was gorąco:*