wtorek, 25 października 2011

O zjawisku bambaryłostwa

Ja może za mądra to nie jestem. Wielką klasą, urodą czy stylem też nie grzeszę. Kultury osobistej też nie posiadam na jakimś oszałamiającym poziomie. Ale mimo wszystko jest jedna cecha, dzięki której czuję się lepsza od innych ludzi. Nie jestem bambaryłą, bo bambarył nienawidzę szczerze i od zawsze.

Kim jest bambaryła i gdzie ją można spotkać?
Niestety odpowiedź na to pytanie brzmi – bambaryłami jest większość naszego społeczeństwa, w związku z tym można ich spotkać dosłownie wszędzie. Aczkolwiek istnieją miejsca, gdzie bambaryły występują w większych skupiskach i wtedy są szczególnie niebezpieczne. No ale może w  końcu Wam powiem, kim oni są.

Według naukowej definicji: „bambaryła to osoba, która samą swoją obecnością w jakimś miejscu, zakłóca funkcjonowanie wszelkich innych osób znajdujących się w jej otoczeniu” [por. Dziobak, „Wszystko co mnie wkurza”, wyd. IHateYou, s. 365]. Cechą odróżniającą bambaryłę nie jest ani wiek, ani płeć, ani nawet rozmiar noszonych ubrań. Bambaryłą może być każdy z nas! Ba! Możemy być bambaryłą tylko raz na 10 lat. Ale kiedy już nią się stajemy, to niczym się już nie odróżniamy od innych bambarył. Stajemy się tak jak oni wszyscy powolni i bezmyślni. Te dwie ostatnie cechy to słowa klucze, jeśli chodzi o zjawisko bambaryłostwa.

Bambaryłą jest każda osoba, która stoi na chodniku przed wejściem do tramwaju i gapi się bez sensu przed siebie, kiedy ty próbujesz wbiec w ostatniej chwili do tramwaju. Bambaryła jak już wsiądzie do tego tramwaju, to stanie w samych drzwiach mimo, że dalej wagon jest pusty, ale ona musi zagrodzić następnym osobom wejście. Bambaryła będzie stała na schodach i rozmawiała na ich środku przez telefon, kiedy ty będziesz się gdzieś spieszyć. Przystanki tramwajowe i schody, to jednak nie są ulubione miejsca występowania bambarył. Ich mekką są dworce.

O tak! Każda bambaryła musi w swoim życiu odbyć pielgrzymkę na dworzec PKP lub PKS. Tam mają chyba swoje związki zawodowe albo partie polityczne nawet. Oni kochają stawać na środku peronu z tym swoim pustym wzrokiem i patrzą jak jeden tłum próbuje ich przepchać w jedną stronę a drugi w drugą. Bamabaryłom to nie przeszkadza. Oni lubią taki bezpośredni kontakt fizyczny. Najważniejsze jest przecież stanąć sobie tak, żeby jak najwięcej osób musiało ich stratować próbując zdążyć na pociąg lub wychodząc  z niego.

Bambaryły zawsze mają czas i nigdzie się nigdy nie spieszą. Chodzą powoli, robiąc dużo przystanków, żeby sobie popatrzeć na ludzi naokoło. W sklepach będą zawsze robić korek przy kasie, bo oni mają czas  i muszą się o wszystko dopytać, wszystkiego dowiedzieć. Bycie bambaryłą jest też warunkiem sine qua non, aby zostać porządną panią w dziekanacie. Na rozmowie kwalifikacyjnej szczególnie duży nacisk kładzie się na byciu powolnym i bezmyślnym.

Najgorsze jest to, że trudno z tym zjawiskiem walczyć. Ja tak myślę, że gdyby ktoś z naszych polityków zainteresował się tym zjawiskiem, to ja bardzo chętnie zostaną doradcą w tej kwestii. Mogę napisać jakiś projekt ustawy zakazujący bycia bambaryłą, czy coś. Ale najważniejsza jest edukacja! Uczmy nasze dzieci, żeby szanować czas i przestrzeń innych ludzi. Żeby nie być powolnym i bezmyślnym. Po prostu bądźmy dla siebie ludźmi a nie bambaryłami!

11 komentarzy:

  1. Normalnie czekałem aż poruszysz ten temat :d Zjawisko występujące niestety bardzo często w dużych miastach. Mnie najbardziej irytuje pchanie się do autobusu/tramwaju uniemożliwiając wysiadanie innym osobą, pchanie się na chama do drzwi, szczególnie uwielbiane zajęcie moher comando. I wiele wiele innych :)
    A musimy Ci jakiegoś gpsa zaaplikować Dziobaku co by wiedzieć gdzie Cię szukać bo się z kfiatushkiem zaczynaliśmy martwić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no po takim opisie bambaryła staje przed oczami jak żywy :) Najsmieszniejsze jest to, ze takie bambarylostwo sprawia im strasznie wielka przyjemnosc. Co do pan z dziekanatu, to moze w ogloszeniach o prace tam jest taki dopisek drobnym druczkiem widoczny tylko dla wybranych "bambaryłostwo mile widziane (czyt. warunek konieczny)" :)
    Blend --> musimy porwac naszego Dziobaka, uspic i wszczepic mu pod skore chip z gpsem :D tylko ciiii... zeby sie tylko nie dowiedzial... :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Was naprawdę strasznie przepraszam... Kurde tak jakoś ostatnio głowy nie miałam do bloga, bo trochę się działo. Np. nasz Goro się w końcu w ten weekend ohajtał:) Żeby była jasność, nie ten mój tylko ten drugi:P Wcześniej każdy weekend też miałam zajęty, bo się odchamiałam: a to teatr a to koncerty i jakoś czas leciał.
    A co do chipu będę się pilnować, bo w sumie pewnie po tylu informacjach, jakich tutaj o sobie udzielam, to nie byłoby mnie trudno znaleźć. A Szyszka, to mnie pewnie nie obroni:P

    OdpowiedzUsuń
  4. porwiemy Cie tak, ze nawet nie zauwazysz ;)
    Ale po tej informacji o slubie, to jestesmy w stanie Ci wybaczyc... W koncu slub szwagra to nie byle co :) no i to odchamianie... cud miod i orzeszki :D
    Goro --> wszystkiego naj naj najlepsiejszego :))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ślub był ekstra i teatr też super. No i koncert- potwierdzam. A co do opisanego zjawiska- trzeba niestety nauczyć się praktykować wielce trudną filozofię uodparniania się niczym cały klasztor mnichów tybetańskich , bo na niektóre sprawy nie ma innej rady.

    OdpowiedzUsuń
  6. ale fajna swinka! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To na razie druga w kolekcji moich avatarów, ale mam jeszcze kilka w zanadrzu:P

    OdpowiedzUsuń
  8. i dziobaka znowu wcielo... ja sie tak nie bawie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też :(
    Chyba Dziobaku będzie rózga na mikołajki :>

    OdpowiedzUsuń