sobota, 10 marca 2012

Jeden dzień z życia w akademiku

Drogi pamiętniku!

Dzisiaj obudziłam się wyjątkowo wcześnie, żeby pisać moją pracę magisterską. Po dwóch godzinach pisania stwierdziłam, że pójdę kupić sobie coś na obiad. Postanowiłam, że po drodze wyniosę śmieci. Idę więc do zsypu, otwieram drzwi i jak się nie wzdrygnę ze strachu! Za drzwiami bowiem stał sobie Chińczyk i patrzył na mnie zdziwiony. A jego zdziwienie wynikało nie wiem, czy z tego, że też się mnie wystraszył, czy dlatego, że nie wiedział, czemu te kartony, które próbował wcisnąć do zsypu się mu tam nie chcą zmieścić. Może w Chinach mają jakieś takie specjalne zsypy, które dostosowują otwór do śmieci, które chcesz wyrzucić, bo w Chinach mają przecież wszystko. Jak nakazuje moja polska gościnność, popatrzyłam na niego miną pod tytułem: "czemu ty tutaj to wyrzucasz, kiedy ja chcę wyrzucać", trzasnęłam drzwiami i sobie poszłam, do zsypu piętro niżej.

Na niższym piętrze zainteresowało mnie, czemu na podłodze jest tyle rozrzuconych wyrwanych z zeszytu kartek. Na szczęście jakiś instynkt nakazał mi ominąć je. Ciekawość jednak zwyciężyła i przyjrzałam im się, na szczęście nie z bliska, ale po prostu uważniej. W miejscu, gdzie kończyły się kartki zauważyłam różową maź. Wtedy mnie olśniło i od razu uciekłam jeszcze niżej. Tam leżało z kolei mnóstwo rozsypanych ziaren słonecznika i korkociąg. Wszystko się ułożyło w logiczną całość. Wyrzuciłam śmieci i poszłam na portiernię:
- Czy są dzisiaj panie sprzątające?
- Nie, nie ma. A coś się stało? - zapytała się Nasza Ulubiona Pani Z Portierni.
- Ktoś sobie wczoraj urządził imprezę na korytarzu przy zsypach. No i zwymiotował, a następnie zamiast to posprzątać, przykrył to kartkami z zeszytu.
- O matko! Takiego pomysłu jeszcze nie widziałam - uśmiała się Pani. - No niestety panie będą dopiero w poniedziałek. Ale im współczuje. Ciężko pracę tutaj mają.
- No dokładnie. Ludzie są tutaj tak bezczelni i obrzydliwi niektórzy.
- Oj to, to jeszcze nic. Gorsze rzeczy się tutaj działy...
- O nie! Chyba nie chcę tego wiedzieć.

Potem dzień już się układał całkiem przyjemnie. Dobrze mi szło pisanie pracy i ogólnie taki niezmarnowany dzień. Ale Szyszka ma taki przesąd, że jak rano zobaczysz Chińczyka, to dzień będzie zły. Dlatego przyszła godzina 21.30, siedzimy sobie zrelaksowane, a tu nagle słyszymy klucz w drzwiach. Szybka wymiana spojrzeń - "ktoś nowy się wprowadza" - i zaraz się zerwałam do drzwi. Patrzę, a tam wchodzi dziewczyna z walizką i zaczyna mówić do mnie po angielsku, że będzie z nami mieszkać. Erazmus! Po roku łażenia do administracji i tłumaczenia, że absolutnie nigdy nie chcemy mieszkać z erazmusem. Zszokowana byłam tak, że jak nakazuje polska gościnność, przywitałam się, po czym trzasnęłam za sobą drzwiami. Za chwilę znowu wyszłam, bo zauważyłam, że drzwi wejściowe zostawiła otwarte na oścież. Powiedziałam jej po angielsku, że te drzwi się zamyka, po czym znowu poszłam do siebie i trzasnęłam drzwiami. Jak polska gościnność nakazuje.

Potem zeszłam się dowiedzieć na portierni, jak to się stało, że nas tak wykiwali. Niestety nie było już Naszej Ulubionej Pani Z Portierni tylko inna, którą nazywamy Ślepa.
- Czy teraz są kwaterowani erazmusi?
- Taak - odpowiedziała Ślepa mrużąc oczy.
- Bo ktoś nam właśnie się wprowadził do pokoju i jesteśmy zszokowane, że o takiej porze. To kto ich teraz kwateruje?
- Ja! - odpowiedziała Ślepa z wielką dumą, że ma taką ważną funkcję.
- A pani wiedziała, że oni dzisiaj przyjadą? Bo nas nikt nie uprzedził.
- Ja wiedziałam. A wy po co mieliście wiedzieć? Ważne, że ja wiedziałam. Mam listę z wolnymi pokojami i jak ktoś przyjeżdża to ich kwateruje. - odpowiedziała oburzona, że podważam jej autorytet.

Nic jej już nie odpowiedziałam, bo się tak wkurzyłam, że już bym nie mogła być miła. Tyle chodzenia i proszenia się u administracji i zostaliśmy wykiwani przez Ślepą. I to wszystko dlaczego? Bo jak rano zobaczysz Chińczyka to dzień nie będzie udany. Myślałam, że zobaczenie rzygów odwraca urok Chińczyka, ale jednak nie. Dobrze, że chociaż na razie, mimo zajebiście złego pierwszego wrażenia, które zrobiłam, koleżanka z Rumunii wydaje się być w porządku. No może tylko trochę przestraszona jest.

A tak w ogóle to uważajcie! Co trzeci człowiek na świecie to Chińczyk, więc prawdopodobieństwo, że go spotkacie i będziecie mieć zły dzień jest większe, niż to, że dzisiaj wygram 40 mln w totka.

7 komentarzy:

  1. No właśnie zastanawiałem się z tą statystyką, że jeśli co trzeci to Chińczyk to znaczy, że jedna trzecia moich znajomych to Chińczycy i zastanawiam się którzy bo się dobrze maskują.
    GoroOne

    OdpowiedzUsuń
  2. To zastanów się nad tym jak dzisiaj się czujesz i kto był wczoraj,a z kim jak wychodzisz to potem zawsze się tak czujesz? To może być twój Chińczyk! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no no Gagata... cos w tym jest :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gagatko, to zależy nie tylko z kim się wychodzi się ale też po co:) Czasem następnego dnia można naprawdę się czuć "pechowo". A tak w ogóle to od dziś się zacznę bać Chińczyków chyba:P
    GORO

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale pomyślcie sobie, jakie moje i Szyszki życie jest nieszczęśliwe skoro mieszkamy w akademiku, gdzie jest więcej erazmusów niż Polaków. Przecież Chińczyków to my codziennie spotykamy. A jak dzisiaj zobaczyłyśmy trzech na raz to się winda popsuła i na 8. piętro z zakupami musiałyśmy dygać po schodach!

    OdpowiedzUsuń
  6. No ja tam jestem wielkim fanem sajgonek i kurczaków w cieście i po wizytach w barach nigdy nie mam pecha, ale jak już z kimś wychodzę i potem czuje się średnio to ......musieli być Szkoci albo ci panowie z Kentucky lub Tennessee.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie masz pecha bo chyba wiesz jak jest z kucharzami w chińskich barach?:P Albo nie kucharz albo nie Chińczyk:P
    GORO

    OdpowiedzUsuń