niedziela, 5 lutego 2012

Jak przeżyć kryzys w czasie sesji

Tak sobie myślę, co ja bym w zasadzie Wam drogie Dziobaczki mogła opowiedzieć o tym moim styczniu. No i dochodzę do wniosku, że zaiste niewiele. W końcu studentką jestem bardzo pilną, więc ciągle się uczyłam. Można by rzec, że całe dnie i noce spędzałam w łóżku z coraz nowymi mężczyznami, a czasem z kilkoma naraz a nawet z przedstawicielkami płci pięknej. Gdyby na tym opis skończyć, to wskazywałoby to na jakże akademikowe życie, ale niestety muszę dodać, że te osoby były ze mną tylko i wyłącznie w postaci swoich dzieł spisanych. No nuda panie i marazm niesamowity w tym styczniu był.

Co nam urozmaicało życie przez ten czas? Czasem np. ktoś sobie obiad o 3 w nocy robił w akademiku i przysnęło mu się w trakcie. Przypaliwszy więc swą strawę, wzniecił alarm przeciwpożarowy. Opowiadałam Wam chyba kiedyś o jego sile rażenia. Wyobraźcie sobie więc, jak strasznie umęczone byłyśmy w tą sesję z moją miłościwie ze mną współmieszkającą Szyszką, że naszą reakcją na wycie i słowa: "zagrożenie życia i mienia" była próba wyłączenia naszych budzików, klnąc, że to już rano.

Szczytem zmęczenia u koleżanki mej Szyszki był jednak dzień jednego z egzaminów, kiedy to rano wsadziła żelazko do lodówki. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy żelazko się nie zmieściło i nie mogła domknąć lodówki. Najpierw prawie spadłam z krzesła ze śmiechu, ale potem zaczęłam jej przypominać, jak się nazywa, bo bałam się, że biorąc po uwagę jej stan, nie będzie w stanie się podpisać na egzaminie.

Moje zmęczenie objawiało się trochę inaczej. Moja twarz przybrała pod koniec stycznia kolor jasnozielony i zaczęłam się porozumiewać ze światem przy pomocy bełkotania monosylab. Każde wypowiedziane do mnie słowo było przerabiane przez mój mózg w takim tempie, jakby co najmniej moje neurony zaczęły używać w komunikacji gołębi pocztowych.

Trochę nas życie dobiło przez ten czas. Ale na szczęście mieszkamy w akademiku. Dlatego w chwili kryzysu ostatecznego nadszedł nieoczekiwany ratunek. Siedziałyśmy sobie z Szyszką licytując się, która wygląda już bardziej jak gówno, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Jak zwykle ja musiałam iść otworzyć. Nikogo się nie spodziewałam o tej porze, więc ktokolwiek by stał za drzwiami, by mnie zaskoczył, ale to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania.

Za drzwiami stało 4 chłopaków. Jeden trzymał wódkę, chleb i pół kilo soli. Drugi trzymał multiwitaminę w tabletkach. Trzeci - największy - chował się za plastikową tarczą wielkości małego talerza, a czwarty - który okazało się, że jest z Azerbejdżanu - celował we mnie plastikowym mieczem. Stoję więc i myślę - co ja pacze? ale mówię tylko:
- Eee... Chyba pomyliliście moduły.
- Nie, nie! My się staropolskim obyczajem - z chlebem i solą - przyszliśmy przywitać i zapoznać, bo mieszkamy na tym samym piętrze a nikogo nie znamy. Dlatego grzecznie i dobrowolnie proponujemy, żebyś się z nami napiła kielona.
- Dobrowolnie? Ja tu widzę wymierzony we mnie miecz!
- Nie, nie. Dobrowolnie. My tylko się napijemy i się zmyjemy. To jak? Możemy wejść?
- Wiecie co... Jutro mam egzamin...
- A... to ok. Rozumiemy...
- ... no i właśnie dlatego, że mam jutro egzamin, to idealnie trafiliście! Z wielką chęcią się z wami dzisiaj napiję!

No i jak widać można wszędzie i w każdych okolicznościach poznać bezinteresownie dobrych i życzliwych ludzi. Chłopcy tak, jak obiecali, napili się kolejkę i dłużej nie przeszkadzali, tylko poszli dalej poznawać mieszkańców naszego piętra. Myślę, że kiedyś wpadniemy z rewizytą;)

12 komentarzy:

  1. No takiej prosbie nie sposob odmowic :)
    Ciesze sie, ze znowu przeobrazacie sie z przerazajacych zombie w czlowiekow :) Bo czlowieki jednak fajniejsze sa, choc nie powiem, zelazko w lodowce to niezly hicior :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zdecydowanie cieszę się z powrotu do świata człowieków, bo jeszcze trochę czasu w trybie zombie i naprawdę zaczęłabym zjadać mózgi, żeby nadrobić brak własnego:P

      Usuń
  2. Ja w czasie nadmiaru nauki przeobrażałem się w uroczego wilkołaka (brak kontaktu z maszynką do golenia i światłem słonecznym). Natomiast w okresie nauki do egzaminu wstępnego tryb był taki (na zmianę)-> 2 tygodnie nauki-> weekend u Tomka W. na działce. A tam wiadomo, gryyyyylujemy ;) I jakoś to poszło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli w czasie nauki do mojego egzaminu wstępnego a twojego końcowego, będziemy wyglądać niczym para z filmów dla nastolatków - wilk i wampir:P

      Usuń
    2. Niestety chyba biorąc pod uwagę niesielankowość obu egzaminów klimaty młodzieżowo-romantyczne o świecących wampirach raczej odpadają. Pewnie to będzie przypominać bardziej rzeź z powieści mojego ulubionego autora horrorów. Ja mogę być świnio-liściem, a Ty karalucho-noworodkiem z kosami. Albo na odwrót:P

      Usuń
    3. O nie! Świnka to zdecydowanie Twoje alterego. Mogę być bobasokaraluchem z kosami:P

      Usuń
  3. Sesja tu, sesja tam... :P ale kurde to juz ostatnia i to jest ból:( / NewShadow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam bol, zobaczycie jak fajnie jest bez sesji, kiedy wszyscy sie ucza, a wy NIE MUSICIE!!!

      Usuń
    2. No ja właśnie czekam na ten czas, kiedy skończy się to regularne zamienianie w zombie, po to, żeby wykuć jakieś bzdury i pierdoły, które potem nam się niewiele w życiu przydadzą, np teoria i filozofia prawa

      Usuń
  4. Niestety muszę rozczarować, ale jeśli chcecie iść dalej tą drogą to czeka Was jeszcze trochę egzaminów. A więc tak "bez sesji" to nie tak do końca prawda. A kto nie jest gotowy to pozostaje mi polecieć klasykiem -"nie idźcie tą drogą";P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, dobra. Ja już widziałam, jak ta sesja wygląda na aplikacji:P Jeden egzamin co 2-3 miesiące. A nie tak jak teraz, po 3 dni na naukę do egzaminu

      Usuń
  5. To akurat potwierdzam. Sesje nie są ciężkie. Tylko chciałem odnotować, że są. Choć czasem prawie jakby ich nie było:P

    OdpowiedzUsuń